czwartek, 28 czerwca 2012

Kofty


Uff! Wróciłam. ;) Bardzo, bardzo mi tego brakowało! Was, drodzy Czytelnicy, pisania, fotografowania, a nawet gotowania, bo i na to było niewiele czasu oraz potrzeby - po prostu jadło się w pracy... Jak to smakowało, to nawet nie będę Wam pisać, no... powiedzmy że DAŁO się zjeść. :)
             A teraz mam dłuższy urlop, trochę przymusowy, może nie do końca pożądany, ale postanowiłam nic a nic się nie zamartwiać i zwyczajnie korzystać z mnóstwa wolnego czasu przy okazji pięknej pogody. Wczoraj robiłam z Mamą (która u mnie gości) ogórki kiszone, z polskich ogórków, z polskiego kopru... Dziś konfiturę truskawkową, jutro zamierzam zakisić cytryny...
Po raz pierwszy od niemal 15-tu lat robię z Mamą przetwory. :) Wielka radość, spokój i świadomość przygotowywania pysznych rzeczy w słoikach, które za parę miesięcy będę otwierać. A  każdy otwarty słoik poza aromatem konfitury i ogórków uwolni wspomnienia z dni dzisiejszych. Czy to nie wspaniałe? :) Już się na to cieszę!
Tymczasem w poście kofty, które robiłam 2 tygodnie temu. Te wspaniałe małe kotleciki, z mięsa mielonego lub siekanego są niezwykle popularne od obszarów północnej Afryki, przez południową Europę aż po Indie. Najważniejsze w koftach są przyprawy; powinno być ich sporo, ale w niewielkich ilościach. Moje kofty wyraźnie szybują w stronę indyjskich klimatów, jednak można je doprawić inaczej - np. oregano, słodką papryką, cynamonem, pieprzem, tymiankiem... A gdybyście chcieli kofty na modłę staroarabską (podobno właśnie stamtąd przybyły), użyjcie kminu rzymskiego, kurkumy, kardamonu, cynamonu, oregano, majeranku, sezamu, goździków i mięty, a kofty z mięsa jagnięcego, uformowanego w kule wielkości pomarańczy, obtoczcie w mieszaninie żółtka i szafranu i zgrilujcie lub usmażcie na niewielkim ogniu. Pyszne są też podobno kofty wegetariańskie ( bardzo popularne w Bułgarii) z ziemniaków lub/i cukinii; ja chętnie też je wypróbuję! :)


Składniki na ok. 20 małych kotlecików / ok. 4 porcje:
  • 300 g mięsa mielonego wołowego lub mieszanego
  • 1 nieduża cebula bardzo drobno posiekana
  • 3 ząbki czosnku, posiekane lub zmiażdżone
  • 2 łyżeczki siekanego imbiru
  • sól, pieprz do smaku
  • po 1/4 łyżeczki:
- kurkumy
- cynamonu
- ziaren kolendry (utartych w moździerzu)
- ziaren kardamonu (utartych w moździerzu)
- garam masala
- curry
- płatków chili lub sproszkowanej ostrej papryki
- słodkiej papryki
- kozieradki (utartej w moździerzu)
- cząbru lub czubricy czerwonej (tej przyprawy można dać 1/2 łyżeczki)
- majeranku
- pieprzu cytrynowego

1. Wszystkie składniki mieszamy, do masy dodajemy odrobinę zimnej wody (kilka łyżek) i wyrabiamy 2-3 minuty. Masę odstawiamy na 15-20 minut. Rozgrzewamy patelnię, najlepiej grillową (lub rozpalamy grill :D, smarujemy ją lekko sklarowanym masłem (Buttarisem lub Ghee). 
2. Z mięsa formujemy małe płaskie okrągłe kotleciki, kulki lub nieduże kiełbaski. Grillujemy na patelni lub na grillu (odległość od żaru ok. 15 cm), na średniej temperaturze, ok. 6-7 minut z każdej strony.
3. Podajemy z dipem miętowo-jogurtowym, sosem czosnkowym, tzatziki lub kwaśną śmietaną. Można też podawać polane sosem pomidorowym lub pieczeniowym - moim zdaniem opcje dyktują osobiste preferencje smakowe - jedzcie z czym lubicie. ;) I tak smakuję każdemu, niezależnie od towarzystwa, w którym wystąpią.
                Ja podałam z harrisą (baaaardzo ostra arabska pasta paprykowa) dipem miętowym, sałatką z sałaty lodowej i szczypiorku oraz ze złocistymi talarkami. 







wtorek, 5 czerwca 2012

Pomarańczowe muffiny z truskawkami


                 Nie jestem jakąś wielką entuzjastką truskawek, nie zachwycam się ich smakiem, nie czekam na nie przez cały rok, nie ubolewam, że sezon na nie trwa tak krótko, nie rzucam się na truskawkowe stragany i nie wypijam hektolitrów koktajlu między końcem maja a początkiem lipca, kiedy są najlepsze i najtańsze... Ot, owoc jak wiele innych.
Tak naprawdę to najbardziej lubię z truskawek dżem. Robić. Bo mój ulubiony dżem to jagodowy oraz powidła śliwkowe. :) No ale jak tu nie zrobić dla ukochanego czy rodziny ciasta z truskawkami, muffinek, czy panny cotty z musem z tych ślicznych owoców, nawet jeśli samej się nie szaleje..? Po prostu trzeba, tym bardziej, jeżeli prowadzi się bloga. Bo mimo wszystko truskawki to obowiązkowy punkt programu dla blogowiczów kulinarnych oraz wszystkich innych gotująco-piekących. Truskawek w kuchni nie może zabraknąć w truskawkowym sezonie. I w mojej też jeszcze będą. :)
Bazowałam na przepisie na muffinki ze śliwkami.


Składniki na  12 muffinek:
  • 300 g truskawek 
  • 250g mąki
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 100 g cukru
  • 2 łyżki ekstraktu pomarańczowego lub kilka kropel pomarańczowego aromatu
  • 2 łyżki otartej skórki pomarańczowej
  • 2 jajka
  • 100 ml oleju słonecznikowego
  • 250g maślanki lub kwaśnej, gęstej śmietany 10%
  • cukier puder do posypania
  • listki mięty do dekoracji


1. Truskawki (kilka ładnych sztuk odłożyć) umyć, odszypułkować i przekroić na połówki, całkiem duże owoce na ćwiartki. Osuszyć. Piekarnik nagrzać do 160°C z termoobiegiem. Blaszkę wyłożyć papilotkami. 
2. Składniki suche (mąkę, proszek, cukier zwykły i waniliowy) wymieszać w jednej misce, mokre (maślankę, olej, jajka) w drugiej. Do mieszanki mącznej wlać mieszankę maślanki, jajek i oleju, krótko zmiksować, dodać truskawki, wymieszać krótko drewnianą łyżką i wypełnić ciastem papilotki w blaszce.
3. Piec muffinki 30 minut, po wyjęciu z piekarnika potrzymać jeszcze w blaszce przez 5 minut, potem wyjąć na kratkę i  zostawić do wystudzenia. Zimne posypać cukrem pudrem, udekorować miętą i plasterkami truskawek. 
           Muffinki wychodzą wilgotne i puszyste, moje ciasto było ze śmietaną i na drugi i trzeci dzień było jeszcze lepsze. Pomarańczowe tło pysznie skomponowało się z truskawkami. Naprawdę niezłe mufffinki. ;)



niedziela, 3 czerwca 2012

Złociste talarki ziemniaczane


                 I jeszcze jedna moja propozycja na grill - pyszne talarki ziemniaczane. Można je wykonać z ziemniaków pozostałych z poprzedniego dnia lub ugotować je w mundurkach, specjalnie na ten cel.
Rewelacyjnie pieką się na grillu, wymagają tylko 2-3 minut z każdej strony i płaskiej, jednorazowej tacki do pieczenia na grillu (takiej srebrnej). Z powodzeniem można je też podsmażyć w domu i zabrać w plener, na grillu można je podgrzać (po 1 minucie z każdej strony i na tacce), ale smakują też świetnie na zimno. Smaczne z łagodnym keczupem Pudliszki albo z ziołowym dipem jogurtowym. Wybór należy do Was. :)
P.S. A co u mnie, doniosę Wam już wkrótce! :)


Składniki na ok. 25 talarków:
  • 10-12 ziemniaków, ugotowanych i przepuszczonych przez praskę (najlepsze z poprzedniego dnia)
  • 2 łyżki mąki pszennej
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
  • 1 małe jajko
  • sól
  • szczypta gałki muszkatołowej (ewentualnie)
  • bułka tarta do obtoczenia
  • nieco tłuszczu do posmarowania tacki


1.Tackę do grillowania (płaską!) smarujemy oliwą lub olejem, kładziemy na grill; temperatura powinna być umiarkowana, odstęp od żaru ok. 15-20 cm. Jeśli smażymy na patelni, rozgrzewamy ją również z cienką warstwą tłuszczu.
2. Ziemniaki (koniecznie zimne, jeśli używamy świeżo ugotowanych, muszą dokładnie wystygnąć, a następnie powinny być schłodzone przez 30 minut w lodówce!) łączymy szybko z mąkami, jajkiem i przyprawami (ciasto ziemniaczane ma tendencję do "rozpływania się"!). 
3. Formujemy od razu małe, płaskie talarki, obtaczamy w bułce tartej i kładziemy na gorącą patelnię lub tackę. Smażymy lub grillujemy po 2-3 minuty z każdej strony.
4. Podajemy z łagodnym keczupem Pudliszki lub dipem ziołowym, pyszne są też z sosem zaziki.
Ja jestem niepoprawną entuzjastką wszelkich kartoflanych wcieleń i talarki spełniają moje kolejne ziemniaczane marzenia. :) Spróbujecie? :)



Szaszłyki ślimakowe z kurczakiem, boczkiem i cukinią


                              Nareszcie! Sezon grillowy można uznać za otwarty! Nie napiszę więcej, poza tym, że za chwilę pojawi się nowy post, ponieważ mam jeszcze jeden fajny przepis za grilla i chcę go dodać jeszcze przed 24.00, żeby zdążyć wzięć udział w pudliszkowym konkursie. :)
A przepis ten inspirowany jest podobnym (zastąpiłam ziemniaki kurczakiem marynowanym w kefirze) z gazety Maine Familie&Ich numer 6/2012. Było przepyszne! :)


Składniki na około 6 małych szaszłyków:
  • 2 nieduże filety z kurczaka (tzw. pojedyncze)
  • marynata (1 szklanka kefiru, 1 płaska łyżeczka ostrej papryki, 1 płaska łyżeczka pieprzu ziołowego, 1 płaska łyżeczka soli, 2 łyżki oliwy, 1 płaska łyżeczka ziół prowansalskich, czarny pieprz)
  • 2 długie, niegrube cukinie
  • 6-8 plastrów boczku (surowego lub wędzonego)


1. Składniki marynaty łączymy, dokładnie mieszamy. Piersi kurczaka kroimy w niedużą kostkę, wkładamy do marynaty, zostawiamy w lodówce minimum 2h.
2. Cukinię kroimy na cienkie plastry (ja to robiłam obieraczką do warzyw), wybieramy 6-8 najdłuższych i najszerszych plastrów (resztę też zgrillujcie, jest pyszna!), kładziemy je na talerzu obok siebie, posypujemy solą, zostawiamy na 10 minut, żeby zmiękła.
3. Kurczaka po zamarynowaniu odsączamy z marynaty (marynatę zachowujemy, możemy ją dodać np.: do mięsa mielonego na kotlety, ja ją zużyłam do koft, przepis będzie niedługo!:))
4. Formujemy ślimakowe szaszłyki: kładziemy plaster boczku, na niego plaster cukinii - dokładnie odsączonej papierem kuchennym - i nadziewamy na patyki do szaszłyków kurczaka, przewijając podwójnymi plastrami boczku i cukinii - patrz zdjęcie.
5. Uformowane ślimaki grillujemy po 8 minut z dwóch stron, w razie potrzeby także z boków, ale już nieco krócej, żeby mięso nie stwardniało. Grill nie może być zbyt gorący, odstęp od żaru ok. 15 cm.
Można je też z powodzeniem grillować na grillowej patelni.
Podajemy oczywiście z ketchupem pikantnym Pudliszki! :) Smacznego.


 

środa, 30 maja 2012

Azjatycka zupa z dynią, rzepą i tofu


               Korzystając z wolnej (dosłownie!) chwilki,wrzucam nowego posta z niezwykle prostą i szybką do zrobienia azjatycką zupę. Dynia i tofu bardzo łagodzą smak, sprawiając, że zupa staje się wręcz jedwabiście delikatna. Przepis opracowałam sama, bazując na paście miso i bulionie drobiowym. Warzywa dodać można dowolne, jednak dynia i tofu współgrają według mnie znakomicie w tym daniu, a rzepa jest wręcz niezbędna, gdyż jest fajnym akcentem w jego delikatności. Posmakuje z pewnością nawet wrogom kuchni azjatyckiej (a są tacy...? :D).
P.S. Wybaczcie mi proszę, że tak rzadko zaglądam na Wasze blogi; postaram się nadrobić wszystkie zaległości w (nareszcie!) wolny weekend. Pozdrowienia od Prezydentowej! :)



Składniki na 2 porcje:

  • 150 - 200 g ugotowanego szerokiego makaronu chińskiego
  • 600 ml bulionu drobiowego
  • 1 mała suszona papryczka chili
  • 1 duża łyżka jasnej pasty miso
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • 1 posiekana drobno szalotka
  • 1 łyżka sosu rybnego lub ostrygowego 
  • 1 łyżka oleju roślinnego
  • 1 łyżeczka oleju sezamowego
  • po małym kawałku słodkiej papryki czerwonej i żółtej, pokrojonej  w grube paski
  • nieduży kawałek dyni, pokrojonej w dużą kostkę (świeżej lub mrożonej)
  • garść rzepy, startej na tarce jarzynowej
  • sok z 1/2 limonki lub 1 łyżka octu ryżowego
  • garść zielonej cebulki, pokrojonej na ukośne krążki
  • mała garść świeżej kolendry i krążki świeżej papryczki chili do dekoracji
  • czarny pieprz i ewentualnie sól do smaku

  
1. Rozgrzać olej na patelni, dodać szalotkę, dynię, olej sezamowy i pokruszoną suszoną papryczkę chili i krótko podsmażyć. Dodać pastę miso i sos sojowy, smażyć kolejne 2 minuty, cały czas mieszając. Dodać paprykę i dynię, smażyć kolejne 3 minuty, nie przerywając mieszania. 
2. Wlać sos rybny i bulion, zagotować. Zmniejszyć ogień i gotować zupę ok. 2 minuty na małym ogniu. Spróbować dynię - jeśli jest twarda, gotować dalej ok. 2-3 minuty. 
3. Dodać sok z limonki lub ocet ryżowy i tofu; zupę zdjąć z ognia, przykryć i potrzymać tak ok. 2 minuty.
4. Makaron i rzepę rozłożyć do dużych misek, zalać gorącą zupą z warzywami, udekorować zieleniną i krążkami świeżej chili. Wcinać! :)



niedziela, 27 maja 2012

Tortilki ziemniaczane z boczkiem i pieczarkami


                     Witajcie, Kochani! W pierwszych słowach jeszcze raz dziękuję za Wasze wsparcie, a w drugich donoszę, że pracuje mi się dobrze i mam nadzieję, że będzie coraz lepiej. Jestem niezmiernie szczęśliwa, że mogę wychodzić do pracy i wracać z pracy, nie mieć na nic czasu i chociaż zmęczona, obolała, czasem nawet bez uśmiechu, to jednak przepełnia mnie przekonanie, że właśnie tak powinno być. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, jak wyniszczające i pozbawione jakiegokolwiek sensu jest siedzenie w domu. Choć niby coś robiłam, sprzątałam, prałam, gotowałam... I choć teraz nie mam na to czasu (szczególnie brak mi gotowania i pieczenia), to i tak jestem bardzo szczęśliwa - nic nie zastąpi tego uczucia, że nareszcie ja i moja praca jest dla kogoś ważna, potrzebna, a poza tym.... Ach, i posiadanie własnych, własnoręcznie zarobionych pieniędzy! :)
                     A co z blogiem? ;) Nie martwcie się, na razie mam jeszcze kilka nie opublikowanych wcześniejszych wpisów; oby wystarczyły do mojego pierwszego wolnego dnia, niestety w knajpach nie obowiązują świątki, piątki ani niedziele.
                    Dziś podzielę się z Wami fantastycznym daniem - tortilkami ziemniaczanymi z boczkiem, pieczonymi w formie do muffinów. Proste, pyszne, oryginalne i bardzo ekonomiczne - możecie wykorzystać ziemniaki z poprzedniego dnia i wiele innych zalegających resztek produktów i składników, jak np. do pizzy. Pozwólcie się zainspirować! :) 
Przepis inspirowany przepisem na >Kartoffel-Speck-Tortillas< z niemieckiego magazynu kulinarnego "Meine Familie&Ich" Nr. 3/2012


Składniki na 12 sztuk:
  • 500 g ugotowanych kartofli,  z poprzedniego dnia, pokrojonych na cienkie plasterki (ok. 2 mm)
  • 12 długich, cieniutkich plastrów surowego bekonu (np. Tulip, Zimbo, elPozo, Kaminiarz, itp.)
  • 12-14 małych pieczarek
  • 1/2 pęczka szczypiorku, pokrojonego na grube krążki
  • kila gałązek świeżego, posiekanego tymianku lub 2 rozmarynu
  • 4 duże jajka (rozbełtane)
  • 60 g startego sera górskiego, rolady ustrzyckiej lub dowolnego sera żółtego albo delikatnego wędzonego
  • morska sól, świeżo zmielony pieprz do smaku
  • 1 łyżka masła

1. Pieczarki kroimy na grube plastry, na patelni rozpuszczamy masło, wrzucamy pieczarki i podsmażamy na złoto, pod koniec solidnie pieprzymy i lekko solimy, mieszamy, odparowujemy, wykładamy na papierowy ręcznik, odstawiamy.
2. W każde wgłębienie formy wkładamy plaster boczku, układając z niego warstwę na bokach i dnie (patrz: fotka poniżej). Piekarnik nastawiamy na 180°C.


3. Plastry ziemniaków wkładamy do miski, mieszamy z podsmażonymi pieczarkami i krążkami szczypioru. Układamy w wyłożone boczkiem wgłębienia w muffinkowej formie; układamy równo z brzegiem, ziemniaki nie powinny wystawać poza powierzchnię formy.
4. Jajka mieszamy z solą, pieprzem i posiekanym tymiankiem lub rozmarynem, polewamy ziemniaki całą jajeczną mieszaniną - każdą tortilkę osobno, po łyżce. Wstawiamy od razu do piekarnika, zapiekamy przez 10-15 minut, posypujemy serem, zapiekamy dalsze 5 minut.


5. Podajemy gorące, jako samodzielne danie lub jako dodatek do mięsa czy ryby. Według mnie najlepiej smakują z sosem zaziki, ale możemy podać z czym lubimy - pasuje tu prawie każdy sos: paprykowy, pomidorowy, chili, BBQ, jogurtowy... Koniecznie wypróbujcie! :)



czwartek, 24 maja 2012

Miso ramen - królowa zup


               Witajcie, Kochani! :) Już jestem, ale piszę w biegu, bo jeszcze nie jestem całkiem dobrze zorganizowana, w związku z moją nową sytuacją życiową. Od wczoraj pracuję i jestem jeszcze nieco oszołomiona, ale i bardzo szczęśliwa. Bolą mnie ręce i nogi, a wczoraj wróciłam do domu o 1.30, ale to nic, najważniejsze, że mam fantastycznego szefa, przemiłe, uczynne koleżanki i kolegów, dostanę niezłe pieniądze i... uwaga! Pracuję w restauracji! :) Jest jeszcze wiele rzeczy, które muszę ogarnąć, ale mam nadzieję, że z każdym dniem będzie lepiej i uda mi się złapać rytm... Trzymajcie, proszę za mnie kciuki! Ponownie muszę Wam podziękować za waszą obecność i życzliwość, nie wiedziałam, że będą chwile, kiedy zyska to prawdziwą wartość, nie doceniałam tego trochę... Obiecuję, że postaram się bardzo i dam z siebie wszystko, żeby pogodzić obowiązki zawodowe z pisaniem dla Was. :) Dziękuję raz jeszcze za wielkie, wielkie wsparcie, jakie mam od Was przez cały ten czas! A specjalne buziaki dla Pauliny W, Pyzy, Kasi O.,Urticki, Kasi-Kabce (której nie odpisałam, a powinnam wieki temu! :(  ), Babce, Karto-Flanej i Ewie z TworówPrzetworów.
             A ponieważ moje szczęście dziś łączy się z tematem pracy, a jak wiadomo najwięcej i najwydajniej pracują w Japonii to wrzucam Wam miso ramen, pyszną wielką zupę japońską z makaronem i dodatkami. Moim zdaniem, to prawdziwa królowa wszystkich zup! Muszę koniecznie dodać, że miso ramen była pierwszą z azjatyckich zup, którą zrobiłam samodzielnie, czyli porwałam się nieco z motyką na słońce, bo to chyba najtrudniejsza zupa, a na pewno najbardziej pracochłonna. Lecz nie zrażajcie się absolutnie, bo to prawdziwy kulinarny i smakowy majstersztyk. 


 Zupę przygotowujemy w czterech fazach. Wywaru otrzymamy na jakieś 6 porcji, reszta przepisu podaje ilości na 2 osoby:

1. WYWAR (jest to podstawa wszystkich japońskich zup ramen)
  •  1 mały kurczak,
  •  1 marchewka,
  •  1 pietruszka,
  •  1 cebula,
  •  1 szalotka,
  •  kawałek selera,
  •  1/4 główki kapusty pekińskiej,
  •  1 łyżka ziaren pieprzu,
  •  2 łyżki soli
Kurczaka pokroić na małe kawałki, warzywa obrać, w całości włożyć do dużego garnka, zalać zimną wodą, dodać ziarenka pieprzu i kapustę pekińską, gotować 2h na wolnym ogniu, zbierając od czasu do czasu wytwarzającą się pianę. Po ok. godzinie wsypać sól.
Gotowy wywar odcedzić, odpowiednią ilość użyć do przygotowania zupy, podobnie jak mięso kurczaka, a resztę przechowywać w lodówce lub chłodzić i zamrozić.

2. BAZA ZUPY (można użyć gotowej pasty do miso ramen, ale zobaczcie, jakie to proste)
  •  2 łyżki oleju sezamowego,
  •  2 posiekane ząbki czosnku,
  •  2 łyżki startego imbiru,
  •  2 łyżki jasnej pasty miso UWAGA: pasta może być słona, spróbujcie przed dodaniem do wywaru, jeśli jest słona dajcie tylko niecałą łyżkę!
  •  50 ml jasnego sosu sojowego,
  •  1/3 kostki rosołowej (tak, ona naprawdę tu jest :D),
  •  2 papryczki chili,
  •  sól, pieprz
Rozgrzać olej sezamowy, podsmażyć na nim czosnek i imbir, pilnując, aby czosnek zbytnio się nie przysmażył. Dodać pastę miso, sos sojowy,3 łyżki wywaru i kostkę rosołową (1/3). Dodać pozbawione pestek i pokrojone w paseczki papryczki chili, sól i pieprz. Gotować na małym ogniu pod przykryciem ok. 10 minut.

3. MAKARON
  •  2 porcje japońskiego makaronu ramen (najlepiej nieco grubszych, żółtawych nitek)
  •  2 łyżki curry,
  •  1 łyżka soli, 
  •  1 łyżka oleju rzepakowego lub kukurydzianego

Makaron - gotować 2 minuty w wodzie z curry, solą i olejem, odcedzić, zagotować wodę w czajniku, makaron przelać wrzątkiem, osączyć.


,

4. DODATKI
( w zależności od indywidualnych potrzeb, możliwości, smaku i upodobań ;)
- mięso kurczaka z wywaru lub pieczona wieprzowina pokrojona w cienkie paski lub filet kurczaka, marynowany w curry, pokrojony w kostkę i podsmażony, albo pieczony w panierce i pokrojony w plastry lub cieniutkie plasterki marynowanej i gotowanej wołowiny,
  • sos sojowy - 1-2 łyżki,
  • mirin (słodka sake do gotowania),
  •  tofu
  • wakame,
  • siekana zielona cebulka,
  • świeża kapusta pekińska pokrojona w 05-centymetrowe paski
  • pokrojone w plastry grzyby shiitake lub ciemne pieczarki,
  • połówki jajek, ugotowanych na półtwardo,
  • spora ilość kolendry (koniecznie!)
U mnie obsmażana kapusta pak choi, świeża ciemna pieczarka, blanszowane słupki marchewki i selera, obsmażany filet z kurczaka, marynowany bambus, kiełki, kolendra.

SPOSÓB PRZYRZĄDZENIA MISO RAMEN:
1. Mocno podgrzać wywar.
2. Bazę zupy przelać do dwóch ogrzanych miseczek, powinno jej być ok. 2 cm na dnie.
4. Ugotować makaron tak, aby był jeszcze ciepły w momencie dodawania do zupy.
3. Gorący wywar wlać do miseczek z bazą zupy i wymieszać, żeby się dobrze połączyły.
4. Dodać ciepły makaron.
5. Podgrzać szybko przybranie i ciepłe dodać do zupy.
6. Posypać kolendrą.


Przepis ten opracowałam 2 lata temu, korzystając z przepisów na kilku niemieckich blogach oraz wypowiedzi na niemieckich forach internetowych.
A zdjęcia są jeszcze z zimy, robione przy całkowitym zachmurzeniu i na śniegu. Grube ziarno jest wynikiem eksperymentu, czyli przestawienia aparatu na funkcję A, jak widać niezbyt udanego. ;)

sobota, 12 maja 2012

Chicken Daily Superior



                Kochani, dziękuję Wam za przemiłe komentarze, za obecność Waszą tutaj, za to, że jesteście. Bardzo proszę o jeszcze kilka dni cierpliwości, obiecuję, że powrócę na stałe. :) Donoszę, że u mnie wszystko pięknie i dobrze, więc się nie martwcie i odwiedzajcie mnie, a ja ze swej strony mogę Was zapewnić, że nadrobię wszystkie blogowe zaległości i dokładnie przyjrzę się przepisom, które przegapiłam przez ten czas.
                A dziś zamieszczam konkursowy przepis, mam nadzieję, że spodoba się przede wszystkim Wam. Zależało mi na jak najprostszym i szybkim w przygotowaniu daniu z dodatkiem herbaty. Chciałam również, żeby składniki były w miarę uniwersalne (dostępne przez cały rok i takie, jakie każdy ma zawsze w domu). Mając na względzie właśnie takie czynniki, wymyśliłam codziennego, ale supersmacznego kurczaka, który i nazwę i niezwykły, zaskakujący smak zawdzięcza herbacie Irving. To danie, które zrobicie w 15 minut (jeśli zamarynujecie mięso wieczorem), a podać je możecie nawet na eleganckie przyjęcie. 
Oto Chicken Daily Superior z delikatnym ryżem gotowanym w zielonej herbacie oraz pikantną salsą ogórkową! :)


Składniki na 4 porcje:


Mięso

  • 2 duże piersi kurczaka, pokrojone na 4 kawałki
  • Marynata: 2 łyżki czarnej herbaty liściastej Irving Daily Superior, wrzątek, skórka otarta z 1 małej cytryny, 2 łyżki sosu sojowego 
  • 2 łyżki klarowanego masła lub oleju (do smażenia)
  • czarny, świeżo mielony pieprz, sól morska do smaku



Ryż

  • 1 szklanka ryżu jaśminowego lub parboiled
  • kilka zielonych cebulek, tylko białe części (zielone odcinamy i zostawiamy do salsy)
  • duża szczypta suszonych warzyw (rozdrobnionych w moździerzu) lub 1/2 łyżki vegety
  • 2 saszetki zielonej herbaty ekspresowej Irving Pure Green
  • sól do smaku (jeśli nie używamy vegety!)
  • 2 łyżki oliwy
  • 1 łyżeczka masła



Salsa ogórkowa

  • 6-8 zielonych świeżych ogórków gruntowych lub 1/2 dużego
  • 1 dojrzały pomidor bez skórki
  • 1 czerwona lub zielona papryczka chili, bardzo drobno posiekana
  • kilka łyżek szczypiorku (zielone części cebulek)
  • odrobina pieprzu
  • sól morska do smaku
  • łyżka białego balsamicznego octu winnego
  • 2-3 łyżki oliwy z oliwek




1. Poprzedniego dnia wieczorem lub najpóźniej wcześnie rano robimy marynatę - jest to ważne, aby mięso miało czas dobrze wchłonąć aromat i kolor herbaty. 2 łyżki herbaty zalewamy szklanką wrzątku (powinien powstać dość mocny napar), przykrywamy i odstawiamy na 8-10 minut. Po tym czasie przecedzamy, uzupełniamy napar gorącą wodą do pojemności 250 ml. Studzimy. Do ZIMNEGO (!) wywaru dodajemy sos sojowy, skórkę z cytryny, oliwę i zalewamy kurczaka tak powstałą marynatą. Owijamy naczynie folią i wkładamy na noc do lodówki (lub co najmniej na kilka godzin). Wyciągamy 30 minut przed planowanym smażeniem.
2. Przygotowujemy salsę: obrane ogórki i pomidora (bez pestek!) kroimy w małą kostkę, w szklanej misce łączymy je  z chili i posiekanym szczypiorkiem. Przyprawiamy, dodajemy ocet winny i oliwę, przykrywamy lub owijamy folią naczynie i wstawiamy do lodówki na minimum 15 minut.
3. Ryż: zieloną herbatę Irving Pure Green zaparzamy przez 6 minut w 350 ml gorącej wody, wyciągamy torebki. Białe części cebulek kroimy w cienkie krążki, w garnku o grubym dnie rozgrzewamy oliwę, dodajemy cebulę, smażymy mieszając, aż się zeszkli. Dodajemy ryż, mieszamy aż zrobi się biały. Wlewamy zieloną herbatę, doprowadzamy do wrzenia, gotujemy 2 minuty, dodajemy sól i suszone warzywa lub vegetę, przykrywamy garnek i zmniejszamy ogień na minimum. Trzymamy na ogniu 12 minut - w tym czasie ryż powinien wchłonąć płyn i zmięknąć. 
4. W tym czasie przygotowujemy mięso. Rozbijamy każdy kawałek dłonią, oprószamy lekko z dwóch stron solą oraz pieprzem. Na patelni rozgrzewamy sklarowane masło lub olej, smażymy na dużym ogniu z każdej strony po 2 minuty. Następnie zmniejszamy ogień, przykrywamy patelnię i dusimy 4-5 minut. Przewracamy mięso na drugą stronę, dusimy kolejne 4 minuty. 
Po wyjęciu z patelni, odstawiamy gotowe piersi na 2 minuty, dopiero wtedy kroimy na plastry i układamy na talerzach. Do ryżu dodajemy łyżeczkę masła, mieszamy, w razie potrzeby doprawiamy. Nakładamy ryż na talerze obok mięsa, dekorujemy pikantną salsą. Smacznego!


                     To danie i zdjęcia nie powstałoby nigdy, gdyby nie niezrównana gościnność i uprzejmość (oraz wypożyczenie przepięknej zastawy) Mamy Prezydenta - Zosi, za co składam Jej serdeczne podziękowania!


poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Ciasto marchewkowe


                      Dziś mam dla Wa pyszne ciasto marchewkowe. Ja z reguły unikam słowa "pyszne", tym bardziej w odniesieniu do własnych i własnoręcznie wykonanych potraw (no wiem... czasem to silniejsze ode mnie!).  Jednak teraz nie zawaham się użyć tego wyrazu, ponieważ: primo - jest to moje pierwsze w życiu ciasto marchewkowe, pierwsze, które jadłam i pierwsze, które zrobiłam, secundo - zrobiłam je ja, właśnie ja, która to ja zarzekała się, że ciasta marchewkowego nigdy nie zrobi, bo co to ma znaczyć, marchewka w słodkim cieście...? Błeeee... 


                    No i zarzekała się żaba błota, jak to się mówi, czy też inaczej - Prezydentowa marchewkowego. I po co, na co? Ciasto marchewkowe okazało się godne nie tylko Prezydentowej i Prezydenta, ale samej królowej angielskiej, z księciem Williamem, księżną Katarzyną i resztą dworu! Dalej zachwalać nie będę, bo przestanę być wiarygodna, a przecież bardzo, bardzo bym chciała, żebyście sobie moje ciasto zrobili, gdyż jest po prostu genialne i doskonałe w swej pysznej marchewkowości, korzenności i orzeźwiającej cytrusowości.
                   Zarzekałam się też cukiniowego, na razie przestałam... :)
A przepis pochodzi z fantastycznej książki, tej samej co docenione już przez Was stromboli.


Składniki na blaszkę 26x24cm:
  • 175 ml oleju słonecznikowego
  • 175 cukru trzcinowego (dałam 50 g mniej)
  • 3 rozbełtane jajka
  • 175 g marchwi startej na drobnej tarce
  • 80 g rodzynek
  • 50 g grubo zmielonych orzechów włoskich
  • skórka starta z jednej cytryny (dałam pomarańczową)
  • 175 g mąki typu 405
  • 2,5 łyżeczki sody (dałam 1 i 1/2 płaskiej łyżeczki proszku i 1/2 łyżeczki sody
  • 1 płaska łyżeczka cynamonu
  • 1/2 łyżeczki startej gałki muszkatołowej

             
Krem:
  • 20 g masła
  • 180g serka twarożku śmietankowego lub serka kremowego
  • 80 g cukru pudru 
  • 4 łyżki soku z pomarańczy
  • długie, cienkie paski skórki pomarańczowej - do dekoracji 
 


1. Piekarnik rozgrzać do 180°C.  Formę (24x24) natłuścić i wyłożyć papierem do pieczenia. 
2. Miękkie masło lub olej, cukier i jajka zmiksować na gładką masę, dodać marchew, rodzynki i skórkę cytrynową lub pomarańczową. 
3. Dodać mąkę, proszek do pieczenia lub sodę, cynamon i gałkę - delikatnie połączyć z masą. Masę wyłożyć do formy, wygładzić powierzchnię i piec w nagrzanym piekarniku ok. 40-45 minut. 
4. Wyjąć, 5 minut studzić w blaszce, następnie wyjąć na kratkę i pozostawić do całkowitego ostygnięcia.
5. Połączyć składniki glazury i zmiksować na gładko, a następnie posmarować nią powierzchnię ciasta. Schłodzić ok. 1 h w lodówce, następnie pokroić w kwadraty ostrym nożem,na każdy położyć paseczki skórki pomarańczowej.



piątek, 27 kwietnia 2012

Cukinia grillowana z fetą


                      Nareszcie maj! Nareszcie prawdziwe ciepło i słońce! Drzewa nareszcie zielone, jeszcze tą świeżą, wiosenną zielenią, już nie nieśmiałymi pączkami, ale odważnymi młodymi listkami, które za chwilę zmienią się w szumiące listowie. Uwielbiam tę porę, ten prawdziwie wiosenny czas z letnimi temperaturami, dziś będzie tu 28° C! A jutro, gdy będę już znowu w Polsce, ma być 30! Nie do wiary, jeszcze kilka dni temu chodziłam wieczorami w grubym swetrze. ;)
Ech...! Mówię Wam, chce się żyć! I trudne sprawy, i zmartwienia stają się w tych cudnych chwilach mniejsze, a z pewnością mniej ważne, a nawet pojawia się mocna wiara, że rozwiążą się szybko i pozytywnie.
                     A skoro już prawie maj, a na pewno ciepło jak w maju, w dodatku za moment majówka, czyli dłuższy weekend -  oto moja propozycja dla Was na posiłek pod majowym niebem. Koniec z mięchem na grill, niech władzę obejmą warzywa! I ser... :)
Taką cukinię wypatrzyłam w książce kucharskiej o potrawach z grilla, której notabene nie kupiłam (kupiłam wtedy "Kuchnię Francuską"), ale zdążyłam przejrzeć. Przepis jest mój, pomysł "zmałpowany" ze zdjęcia z niekupionej książki. ;)


Składniki (na 2 osoby):
  • 2 nieduże,młode cukinie lub bakłażany
  • 1 ser feta (twardy, najlepiej grecki lub turecki - UWAGA: ser typu feta z Mlekovity, choć pyszny, nie nada się do tego dania, ponieważ jest zbyt miękki)
  • płatki chili
  • sól
  • pieprz 
  • oregano


1. Cukinię ostrożnie ponacinać ostrym nożem wzdłuż, na wylot, od ogonka do szczytu warzywa, pozostawiając na każdym końcu ok. 2 - 1,5 cm odstępu. Nacięcia powinny być w odległości ok. 5 mm od siebie.
2. W dużym garnku zagotować sporo wody, osolić, do wrzącej wrzucić cukinie (powinny być w całości przykryte wodą) i blanszować ok. 4 minut. Osączyć i pozostawić do przestygnięcia.
3. Krótszy bok sera pokroić na plastry o grubości 4-5 mm (długość ok. 5-6 cm - patrz zdjęcie), włożyć plastry sera pomiędzy "plastry" cukinii, uważając, aby nie rozdzielić ich od ogonka lub wierzchołka.
4. Nadziane warzywa położyć na folii aluminiowej lub papierze do pieczenia, posypać przyprawami (z solą ostrożnie, bo ser jest dość słony).
Zawinąć w folię i zabrać na grilla lub piec w piekarniku, rozgrzanym do 210°C, koniecznie  z funkcją grill (cukinia ze zdjęć jest właśnie z piekarnika). Podawać z pieczonymi ziemniaczkami lub białym pieczywem. A smak? Poezja po prostu!




środa, 25 kwietnia 2012

Brägele


                ...i znów mnie troszkę nie było, ale musicie mi wybaczyć. Tym razem jestem usprawiedliwiona, ponieważ moja córcia za chwilkę zdaje maturę i muszę spędzić z nią trochę czasu. 
                   Dziś jednak pokażę Wam pyszne pieczone ziemniaczki, które mieliśmy okazję jeść podczas pobytu w Badenii, a dokładniej u Gosi i Bartka w Todtnauberg, uroczej maleńkiej miejscowości położonej ok. 1400 m n.p.m. na skraju Szwarzwaldu. Zobaczcie, jak tam jest cudnie:

                               
                                 Zdjęcia z Wikipedii, todtnauer-ferienland.de oraz skilifte-todtnauberg.de

                 Gosia i Bartek zabrali nas do tzw. Strauße, gdzie jedliśmy regionalne smażone ziemniaczki, czyli właśnie Brägele. Przepis znajdziecie poniżej, ja natomiast chcę Wam krótko wyjaśnić, co to są Strauße. Jak całej Bawarii  bardzo liczne są Biergarteny (klimatyczne, tradycyjne ogródki piwne, z regionalnymi potrawami i miejscowym piwem, do których możemy przynieść własne jedzenie i zjeść na zewnątrz), tak dla Badenii charakterystyczne są właśnie Strauße. To niewielkie gospody przy lokalnych winnicach, w których serwuje się tylko i wyłącznie naturalne, lokalnie wyprodukowane produkty, począwszy od chleba i wina, na wyrobach mięsnych skończywszy. O ile sam gospodarz, właściciel takiego Strauße nie produkuje sam wieprzowiny, którą chciałby mieć w menu, zaopatruje się w nią u innego lokalnego hodowcy. 


                 W menu z potraw znajduje się tylko kilka typowych dla okolicy potraw: Brägele, Leberle (kawałeczki wątróbki w sosie), Flammkuchen (płaski placek z kwaśną śmietaną, boczkiem i cebulą), Schlachtplatte (płyta zimnych mięs ze świeżo zabitej świni - m.in. świeża kaszanka, wędzony boczek i salceson), Bratwurst (kiełbasa na gorąco), za to spory wybór rewelacyjnych, wytwarzanych przez właściciela win. Owe wina zmieniły mój ogólny, nieprzychylny pogląd na wina niemieckie, w szczególności białym badeńskim muszę zwrócić honor - genialny Grauer i Weißer Burgunder, Gewürztraminer czy Sylvaner zachwycają świeżością, kolorem i aromatem. 
Jedzenie w takich gospodach jest niezwykle smaczne, całkowicie nie do podrobienia. Dodatkowo na smak wpływa wspaniała atmosfera straussów, w których możemy dostać pled, rozłożyć się na trawie lub usiąść na drewnianych ławach i zajadać pyszne potrawy na dworze, popijając znakomitym winem w otoczeniu łagodnych, winnych wzgórz.            
                 A my dodatkowo mieliśmy fantastyczne towarzystwo Gosi i Bartka, którzy przybliżyli nam klimaty i tradycje Badenii. Gosiu, Bartku jeszcze raz ogromne ne dzięki za wszystkie atrakcje i serdeczną gościnę, było naprawdę wspaniale! Mamy wielką ochotę na powtórkę pobytu w Badenii.:)
Ja zaś zachęcam wszystkich, którzy będą mieli okazję być w okolicy do poszukania straussów, to naprawdę unikatowe, bardzo przyjazne miejsce; pamiętajmy tylko, że gospody otwarte są tylko w sezonie rolniczym, czyli od końca marca do połowy października lub początku listopada (w zależności od pogody).


Składniki (na 2 duże porcje)
  • 1 kg ziemniaków
  • 2 łyżki butarisu, klarowanego masła lub 3 łyżki oliwy z pestek winogron
  • pół pęczka szczypiorku
  • sól morska, świeżo mielony pieprz do smaku
  • zielona pietruszka do posypania
  • maślanka lub kefir do podania (według uznania)


1.Ziemniaki obrać, wypłukać, osuszyć. Pokroić w niezbyt cienkie talarki, a najlepiej zetrzeć na szatkownicy. Dużą patelnię o grubym dnie (najlepiej żeliwną) dobrze rozgrzać i na gorącej rozgrzać tłuszcz. 
2. Wrzucić ziemniaki i podsmażać na sporym ogniu, aby dokładnie się przypiekły - najwygodniej jest od czasu do czasu podrzucać patelnią, ponieważ mieszanie może połamać plasterki.
3. Kiedy większość plasterków nabierze złotego koloru, lekko je posolić, popieprzyć, zmniejszyć ogień i przykryć patelnię. Dusić ok. 15 - 20 minut (można w tym czasie przemieszać 2 razy).
4. Jeszcze raz doprawić do smaku solą i pieprzem, posypać posiekanym szczypiorkiem, dusić jeszcze 2 minuty; powinny być ładnie podpieczone i bardzo miękkie.
              Podawać gorące, posypane natką pietruszki. Oryginalnie podawane są same lub jako dodatek do mięs, ja zrobiłam je na obiad i podałam do nich schłodzoną maślankę. Koniecznie wypróbujcie! :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...